Uwaga będzie dość długie. Historia o tym jak poszukiwałem maszyny, troszkę – ale tylko odrobinkę o januszach biznesu
Szukałem kiedyś maszyny – dymogeneratora na pewnym serwisie aukcyjnym. Znalazłem interesujący sprzęt w zaskakująco niskiej cenie 1000PLN. Cały wykonany z blachy kwasoodpornej, został jednak brutalnie odłączony przez obcięcie/wyrwanie kabli co pewnie zniechęcało potencjalnych klientów.
Szybki telefon do sprzedającego – całkiem przyjemna rozmowa, zrobił dodatkowe fotki o które prosiłem i umówiłem się na odbiór. Sprzęt stał w niedaleko Częstochowy a facet był tzw złomiarzem skupował całe wyposażenie upadłych zakładów mięsnych, których na śląsku podobno jest wiele.
Z samego rańca wyruszyłem w podróż (230km). Po dojechaniu na miejsce stwierdziłem, że może być ciężko to uruchomić bo nie było ani tabliczki znamionowej ani nic po czym można było choćby cokolwiek odczytać. Nagle gościowi przypomniało się, że ma „jakiś” sterownik co był od tego dymogenaratora i zwyczajnie mi go dorzucił (tym sterownikiem był PLC Siemens S7 wraz kolorowym ekranem dotykowym – który kosztował jak się potem okazało 8000 PLN ( ͡° ͜ʖ ͡°) )
Zobaczyłem też, że obok leży wózek do pojemników nierdzewny – pytam ile za ten wózek? A weź se Pan gratis (wartość 150PLN)
Załadowałem wszystko do auta i przyjechałem do domu. Rzuciłem okiem na tą maszynę i doszedłem do tego jak mniej więcej powinno działać – rozwiązanie było dość nietypowe (rok 2010) – większość dymogeneratorów działała na takiej zasadzie, że zrębki do wędzenia są podawane na grzałkę przez takie jakby mieszadło, które pobiera z lejka nowe zrębki i jednocześnie zrzuca te już wypalone do popielnika. Ten który kupiłem działał tak, że siłownik pneumatyczny o skoku zaledwie 10mm porusza niewielkim rusztem. Nad rusztem jest palenisko nad paleniskiem zasobnik ze świeżymi zrębkami. Kilkukrotny ruch rusztu sprawia, że zużyte zrębki opadają pod ruszt do popielnika a nowe nachodzą na palenisko. Zaletą tego rozwiązania było to, że dym był zimny – nie podwyższał temperatury wędzenia. Dodatkowo żar w palenisku podtrzymywało sprężone powietrze.
Zasadę działania już znałem, potrzebowałem jednak parametrów pracy np jak długo działać ma grzałka, co jaki czas ruszt ma wykonać ruch, jakie ma być ciśnienie powietrza do zasilania siłownika.
Nie znam się na PLC więc postanowiłem poszukać kogoś kto wyciągnie mi te parametry ze sterownika, który dostałem w gratisie. Szczęście mi sprzyjało bo szukając takiej osoby okazało się, że kolega z technikum zawodowo zajmuje się właśnie sterownikami PLC.
Udało nam się spotkać, ale próba odpalenia sterownika nie powiodła się – był martwy, a przełożenie karty pamięci do innego nie pozwalało zajrzeć do środka programu ponieważ był zablokowany czy jakoś tak. Pozostał jeszcze jeden element – panel dotykowy. Tym razem sukces panel się uruchomił a na ekranie pojawiło się typowy ekran obsługi całej komory wędzarniczej oraz logo producenta – producent mieścił się w Niemczech.
Mogłem napisać maila po angielsku, ale poprosiłem szwagra – który mieszka w Niemczech od ponad 20 lat, aby zadzwonił i przedstawił sytuację – może uda się uzyskać info na temat urządzenia. Szwagier dzwoni do właściciela gadają z 20 minut po niemiecku aż nagle słyszę – Taaaak ? to możemy mówić po polsku? Okazało się, że właściciel jest polakiem ze śląska, który wyjechał do Niemiec dawno temu i założył tam firmę.
Potem już szwagier dał mi telefon i rozmawiałem z właścicielem osobiście. Powiedziałem mu raz jeszcze jaka jest sprawa na co on odparł, że samo działanie jest dość skomplikowane (o wiele bardziej niż myślałem) ale on może mi taki sterownik zrobić za 500 Euro, co więcej może mi go przywieźć i pomóc zamontować bo będzie jechał za 3 tygodnie na Ukrainę uruchamiać swoją maszynę.
Po 3 tygodniach przyjechał (ciekawostka: jeździł Porshe Panamera) zaczęliśmy montować sterownik (wcześniej poprosił mnie abym sprawdził co trzeba aby nie było niespodzianek) i wtedy powiedział mi ciekawostkę po której zrobiło mi się bardzo głupio:
Maszynę którą kupiłem od złomiarza on sprzedał w 2006 roku w komplecie z całą komorą wędzarniczą swojemu byłemu polskiemu studentowi a ten go wydymał na kasę bo umówili się na płatność w trzech ratach a zapłacił mu tylko pierwszą (całość kosztowała prawie 150k PLN). Ostatecznie gość powiedział, że nie ma do mnie żadnych pretensji i że cieszy się że przynajmniej dymogenerator będzie komuś służył i że może zrobić interes z uczciwym polskim przedsiębiorcą – stałem się wtedy jedynym w Polsce posiadaczem jego urządzenia.
Finał historii jest taki, że maszyna właśnie kończy cykl pracy i zaraz idę ją wyłączyć – nadal jej używam 🙂
#truestory #maszyny #januszebiznesu