Praca w obecnej firmie coraz bardziej mi nie odpowiada, więc powoli szukam nowej. I to co w ten weekend doświadczyłem w ramach tej pracy poszukiwania przechodzi wyobrażenie normalnego człowieka.
Widzę na popularnym serwisie ogłoszeniowym ofertę pracy. Jako kierowca busa w hurtowni, pasuje mi to. W ogłoszeniu żadnych szczegółów, nie ma proponowanej pensji tylko same frazesy o ugruntowanej pozycji firmy, dynamicznym zespole itp. Podany nr telefonu do kontaktu, więc dzwonię. Odbiera jakiś pan, najprawdopodobniej właściciel. No więc po krótkim monologu o tym że mu potrzeba kierowcy i dlaczego, pytam się go o wymiar godzinowy. Ten jakby nie usłyszał, tylko gada że takie trasy, tu się wozi… Pytam się go więc o zarobki. Słyszę odpowiedź: „odpowiednie”. Ja już lekki karpik, o co tu chodzi. Więc podchodzę do tematu z innej strony, pytam się na jakiej zasadzie wypłacana jest pensja, czyj jest stała czy za godziny, czy za kilometry… Pan biznesowy Janusz strzela takimi tekstami jak „nie będziesz pokrzywdzony”, ” dam ci zarobić”. Ja w końcu zirytowany prosto z mostu pytam się czy dowiem się czegoś konkretnego o zarobkach albo kończymy rozmowę. On na to z wielką złością, że się ludziom w dupach poprzewracało bo się tylko o pieniądze pytają (!) i tylko same wymagania (!), o pieniądzach się rozmawia jak się do pracy przyjdzie.
Ręce mi opadły do samej ziemi. I co najgorsze to nie był jedyny przypadek takiego januszostwa, przy kilku telefonach „pracodawcy” kręcili jak mogli.
#praca #historie #januszebiznesu #poszukiwaniepracy