Ile warta jest twoja praca?
Gdy 2 lutego 1968 roku zastrajkowali nowojorscy śmieciarze, ich strajk trwał dziewięć dni. Każdego kolejnego dnia na ulicach pojawiało się 10 tysięcy ton śmieci, których nikt nie odbierał. 10 lutego Nelson Rockefeller, gubernator stanu Nowy Jork, zdecydował się spełnić żądania płacowe strajkujących. Bez pracowników odbierających śmieci Ameryka nie wytrzymała nawet dwóch tygodni.
Liberałowie uwielbiają opowiadać historie o tym, jak poziom wynagrodzeń jest bezpośrednią pochodną społecznego zapotrzebowania na daną pracę, jej efektywności, posiadania rzadkich umiejętności czy odpowiedzialności, którą podejmują osoby na kierowniczych stanowiskach. Tyle że to nieprawda. Społeczna przydatność, jak widzimy, zdaje się być odwrotnie skorelowana z płacami. Rzadkość umiejętności? Jest bardzo wiele rzadkich umiejętności, których zupełnie nikt nie wynagradza. Efektywność pracy? Fryzjerzy w Szwecji nie operują nożyczkami kilkanaście razy bardziej efektywnie niż fryzjerzy w Indiach, a jednak zarabiają wielokrotnie więcej. A spoglądając na problem historycznie – prezesi korporacji jeszcze w latach 60. zarabiali przeciętnie 20 razy więcej niż szeregowi pracownicy, dziś zarabiają ponad 300 razy więcej. Czyżby nabyli nadludzkich zdolności i stali się piętnaście razy bardziej efektywni, podczas gdy produktywność ich pracowników stoi w miejscu?
W wyspecjalizowanej gospodarce cyfrowej wartość powstaje na poziomie społecznym. Nikt nie jest w stanie żyć z własnej pracy, bo wszyscy zajmują się bardzo drobnymi elementami układanki, która dopiero po zsumowaniu daje nam moce wytwórcze o historycznie bezprecedensowej skali. Równolegle do procesu produkcji, jej owoce są dzielone, a podstawowym narzędziem ich dystrybucji jest po prostu rynek pracy.
Nie ma żadnego społeczeństwa, które wycenia pracę.
Pracę wycenia kapitał – najszczodrzej tę, która pomaga mu w dalszej akumulacji kapitału.
W procesie ekspansji kapitalizmu i stopniowego utowarowienia kolejnych elementów naszej rzeczywistości (bo przecież można dziś kupić niemal wszystko), rynek stał się przestrzenią orzekania prawdy. Maszyną, której przypisuje się prawo do decydowania o każdej istotnej wartości – prawdzie, pięknie, słuszności idei. To ma na myśli Leszek Balcerowicz, gdy mówi o ścieraniu się poglądów na „wolnym rynku idei”, o tym mówią liberałowie i libertarianie, gdy powtarzają że rynek coś „zweryfikował”. Pieniądz wskaże drogę i oceni, będzie drogowskazem, powie gdzie iść, a skąd uciekać.
Jeśli żyjesz w ubóstwie, nie masz żadnej umiejętności, którą mógłbyś sprzedać i żyć dostatnio, to – zgodnie z logiką kapitalizmu – po prostu znaczy, że nie masz wartości.
#publicystyka #praca #ekonomia #socjologia #socdem #antykapitalizm