Nie umiem ładnie i składnie opisywać różnych historii ale spróbuję.
Kiedy czytam jęki polskich pracodawców albo mirko – biznesmenów, że pracownicy w PL chcą za dużo zarabiać przypomina mi się historia mojego taty z #politechnikawroclawska na przełomie lat 80 i 90, w okresie gorącej transformacji ustrojowej.
Mój tato pracował wtedy w pracowni reprograficznej, zajmował się opracowaniem materiału fotograficznego (od zdjęć z mikroskopów po współpracę przy pracach naukowych jako konsultant), mikrofilmowaniem i reprodukcją. Na początku lat 90-tych Niemcy zaoferowali im (politechnice) współpracę i inwestycję w sprzęt komputerowy do digitalizacji materiału fotograficznego i przejścia z mikrofilmowania na zapis na taśmach lub dyskach.
Z Niemiec przyjechała delegacja i zaczęły się rozmowy w których mój tato również uczestniczył, w ich trakcie było omawiane wiele różnych spraw aż doszło do tematów najbardziej wrażliwych.
Mianowicie, Niemcy stwierdzili, że dostarczą sprzęt, komputery i materiały na swój koszt ale 1) pracownicy zostaną wysłani na profesjonalne szkolenia do Niemiec (kilka osób na kilkanaście dni w ramach współpracy), 2) wynagrodzenia pracowników zostaną odpowiednio zrewaloryzowane (o tym później). Tu się zaczęły problemy bo o ile pracownia realizowała również zlecenia komercyjne więc przynosiła dodatkowy dochód to zaczęły padać aroganckie stwierdzenia, że nikt nie będzie nikogo wysyłał na szkolenia, szkoda na to pieniędzy i czasu – co było pierwszym punktem zapalnym. Drugim okazały się wynagrodzenia (mój tato zarabiał ułamek tego ile wynosił zasiłek dla bezrobotnych w Niemczech a był już dobrze wykwalifikowany) ponieważ delegacja z Niemiec postawiła warunek brzmiący tak, że „damy wam sprzęt, materiały i wsparcie na ileś tam lat – ale nie zgadzamy się, żeby na tak drogim sprzęcie pracowali słabo opłacani ludzie”. Politechnika wypięła się na nich twierdząc, że zwyczajnie jej na to nie stać.
WSZYSTKO ROZBIŁO SIĘ O TO, ŻE POLSKI PRACOWNIK MIAŁBY ZARABIAĆ MNIEJ WIĘCEJ TYLE ILE NIEWYKWALIFIKOWANY ROBOTNIK W NIEMCZECH
Co się okazało? I na to Niemcy byli przygotowani i zaproponowali dofinansowanie, wsparcie finansowe na wynagrodzenia dla polskich pracowników. I wiecie co? Tu się „przelała przysłowiowa szala goryczy”. Nie bardzo już tato pamięta kto, ale ktoś z władz wybuchnął wobec Niemców tekstem, że „byle robol z pracowni nie będzie zarabiał takich pieniędzy i oni żadnego sprzętu nie chcą”. Na tym się skończyło. Niemcy wyjechali, polibuda wzięła kredyty, paru pracowników zwolnili ( ͡º ͜ʖ͡º)
Tak moi drodzy. Jednym z największych problemów Polski od czasów transformacji ustrojowej jest to, że pracownikom nie płaci się wynagrodzenia tylko większość otrzymuje coś na podobieństwo jałmużny, której wysokość daleko odstaje od tego ile pracownik wypracowuje zysku dla firmy. Polski pracodawca od 30 lat za wszystko wini rząd i pracowników. Przeciętny polski pracodawca, mając w leasingu tylko dla siebie kilka drogich samochodów, budując sobie domy za miliony, jeżdżąc na wakacje do egzotycznych krajów trzy razy do roku, równocześnie twierdzi, że nie stać go na podwyżki dla pracowników. Potem ci słabo opłacani pracownicy nie kupują, nie wydają zarobionych pieniędzy tylko albo wegetują – albo biorą kredyty i napędzają inflację. W Polsce, od trzydziestu lat pracownik jest traktowany jak zło konieczne, jak najgorszy koszt dla pracodawcy a inwestycje w pracownika to abstrakcja.
Tak długo jak pracownik w Polsce będzie traktowany jak niewolnik, tak długo będzie źle.
#polska #wroclaw #politechnikawroclawska #niemcy #gospodarka #zarobki #inflacja #januszebiznesu #biznes #pieniadze