Mirki,
Kojarzycie temat bullshit jobs? Kompletnie nieproduktywnych miejsc pracy służących tylko temu żeby były? To posłuchajcie tego. Chciałbym żeby to była #pasta
Ogólnie większość stanowisk urzędniczych to pasożytnicze narośle służące do przetwarzania zasobów wytworzonych przez podatników, ale organizacje pozarządowe to jest już zupełnie inny level. Nie – nie chodzi mi o aktywne organizacje dobroczynne, ale o gówno-fundacje, stowarzyszenia i inne nowotwory urzędnicze, które roboczo nazwałem „przetwórniami grantów KARINEX”.
Wszystkie państwowe fundusze związane z wyrównywania szans, aktywizacją zawodową, dialogiem międzykulturowym i innymi abstrakcyjnymi „wyzwaniami społecznymi”, przechodzą przez urzędniczy bulubulator przelewający w nieskończoność kasę z pustego w próżne, na czym najbardziej zyskują same organizacje, wynajmując „trenerów” i opłacając biura i pracowników.
Czy nikt tego nie kontroluje?
Ależ owszem – urzędnicy (którzy tak samo mają wyjebane xD), dla których liczą się… uwaga uwaga WSKAŹNIKI – Święty Graal projektowego świata. Na papierze miało być 20 osób na szkoleniu na ZUMIE? To jest, co z tego że to rodzina i przyjaciele pracowników i 2 przypadkowe osoby – aktywność zrealizowana, zdjęcie do raportu zrobione. 15k z kasy podatnika wydane. Przy stacjonarnych działaniach jeszcze trzeba było jakoś to kontrolować, ale w kowidzie to nawet
jakieś gejmerskie discordy są lepiej zorganizowane niż ‘konferencje’ za państwową kasę.
Najlepsze jak organizacja realizuje zadanie rozdzielania grantów między mniejsze organizacje – jedna Karyna kontroluje drugą Karynę i sporządza raport dla trzeciej Karyny, a wyniki projektu są kompilowane przez czwartą Karynę, która prezentuje wspaniałe osiągnięcia na jakiejś gówno konferencji gdzie jest 15 osób na sali, z czego 9 to obsługa a 6 to Karyny z tych organizacji + catering, bo kawusia. Wszyscy podświadomie wiedzą że to jest na odpierdol, ale makulatura i foty na LINKED IN się zgadzają.
Ale przecież te projekty są też dla osób wykluczonych!
Tak – dla tych samych osób które uprawiają turystykę projektową i były już na siedmiu innych szkoleniach „obsługi kasy fiskalnej” albo „pomocy fryzjerskiej”. Pierwsze pytanie przy przystąpieniu do projektu to „Co będzie do jedzenia?” i „Ile kasy na stażu dostanę?” Staże oczywiście fikcyjne albo w jakichś Januszexach, bez tzw. „trwałości” (po projekcie osoba „wykluczona” wraca do mopsu bo po co miałaby pracować xD)
Jak zatem te projekty są wybierane?
Otóż są w tych przetwórniach grantów są takie Grażynki, których zawodem jest pisanie wniosków o kasę, dokładne wczytywanie się w regulaminy i terminy rozdań, a także wstrzeliwanie się prosto w wytyczne, klepią więc maszynowo wnioski które są tak napisane, żeby łatwo i bezproblemowo je ROZLICZYĆ 🙂 Chuj z ludźmi, WZKAŹNIKI KURŁA.
Potem są oceniane przez takie same Grażynki w ministerstwach zgodnie z wytycznymi ministerstwa i karuzela rozpierdalania publicznego pitosu się kręci.
Jesteś społecznikiem i masz pomysł na ciekawą działalność społeczną? Zapomnij – inni są szkoleni pół życia z pisania wniosków, więc Twój nie ma szans przejść, pomimo oddolnego charakteru i dobrego pomysłu. Po prostu – nie znasz nowomowy.
I tu dochodzimy do najciekawszego – kto pracuje w tych organizacjach? Oczywiście zgadliście, najbardziej małostkowe, przeciętne i toksyczne #p0lki, dla których po europeistykach i socjologiach nie byłoby miejsca w branżach które produkują jakąkolwiek wartość. Ale halo – one robią KaRiErę w OrgANizaCjI! Jeśli organizacja jest wystarczająco duża, tworzy się niby-korporacyjny klimat, który stanowi parodię nowoczesnej organizacji pracy, a „komunikacja w zespole” jest tylko zawoalowaną spychologią i gaslightingiem. Najczęściej wobec tej zbyt młodej i ładnej laski. Zawiść sprawia, że osoby ufne, uśmiechnięte i produktywne, takie które się wyróżniają, są zjadane żywcem przez toksyczne Grażyny. Obmowa, dramy, zimne wojny, sączenie jadu, bierna agresja – tu się tym oddycha. Kilka lat i zbieranie haków, tworzenie dupochronów i zabezpieczeń przed współpracownikami staje się normą. Staropanieństwo i fantazje o życiu rodem z „Seksu w wielkim mieście” motzno. PROSEKO, czerwony SUV, #podroze , trwała na łbie, napierdalanie na własnego męża i teściów współpracowniczkom – wszystko się zgadza, ogólnie #logikarozowychpaskow na pełnej gurwie.
Jesteś facetem w tym środowisku? Masz trzy wyjścia:
kierat – dźwigasz cały burdel i pozwalasz laskom skakać sobie po pagonach, a w razie wtopy zbierasz cięgi za wszystko.
pajacowanie – nadskakujesz i bawisz się w te wszystkie gierki, komplementujesz Karynki po koleżeńsku, pozwalasz się traktować z pobłażaniem, udajesz nieszkodliwego Misiaka, ale to strategia krótkoterminowa do pierwszej spiny, potem jesteś w kieracie.
bycie chujem – jak potrafisz rozegrać i masz pozycję władzy to trzymasz towarzystwo za gębę, ale wystarczy że księżniczka się rozpłacze na zawołanie i jesteś potworem.
Okej, to skoro to prawie państwówka, pewnie się tam opierdalają?
Zapomnijcie o kodeksie pracy. Jeśli jesteś odpowiedzialny za projekt, albo masz termin na napisanie wniosku, to ryjesz do 4 nad ranem, podobnie w przypadku kontroli. Nie ma zasad, targetów, norm. Jak ty nie zrobisz, to nikt nie zrobi. Nie wyrabiasz się? Źle zarządzasz czasem. Nie udźwigniesz większej ilości projektów? Ogarnij sobie praktykantów. Dojebałeś nadgodzin bo trzeba zrobić WSKAŹNIKI? Nie uwzględnimy ich w wynagrodzeniu bo tego wcześniej nie uzgadnialiśmy. O odbiorze nie ma mowy bo nie ma komu ryć. Umowa na 6 miesięcy kołchozu a potem elo bo projekt się kończy.
Kultura projektowa jest najbardziej skurwiałym i eksploatacyjnym środowiskiem pracy – nawet w korpo lepiej się przestrzega praw pracowniczych. W małych NGO wyciskają Cię jak ścierę i shamingują jak się stawiasz, nazywając to komunikacją.
Dlaczego pracownicy się na to zgadzają?
Sytuacja jak w kawale o polskim piekle: Nie potrzeba strażników, bo jak ktoś chce wyjść z wrzącego oleju, reszta wciąga go z powrotem. Jeśli walczysz o swoje prawa pracownicze lub o odbiór nadgodzin, inni pracownicy stają po stronie pracodawcy żeby zapunktować lub ze zwykłej zawiści, bo nie może tak być że ktoś będzie mieć lepiej.
Stara szkoła zarządzania w #pracbaza , dziel i rządź. Konfliktuje się pracowników i wyznacza ludzi niekompetentnych lub socjopatów na liderów. Efekt? Jeśli coś robisz zgodnie z procedurami i nie pyknie, dostajesz reprymendę za to, że nie wykazałeś inicjatywy i nie myślisz OUTSIDE THE BOX. Jak wykażesz się kreatywnością, dostajesz reprymendę za to, że nie skonsultowałeś tego ze zwierzchnikiem. Jak skonsultujesz, dostajesz reprymendę że nie jesteś samodzielny. Więc robisz wszystko po linii najmniejszego oporu i podczas pracy w pierwszej kolejności zbierasz dokumentację żeby nikt nie miał podstaw się o cokolwiek przyjebać. Wieczny stres, #depresja zero zaufania do ludzi. No dramat.
Więc koniec historii jest taki, że rzucasz wypowiedzeniem albo wytrzymujesz do końca umowy i odchodzisz, wiedząc że całe biuro będzie Ci robić tyły, że „w tej nowej pracy Ci na pewno nie wyjdzie”, marząc w głębi resztek swojej przepalonej przeciętnością duszy o tym by być na Twoim miejscu. Ale to się nigdy nie stanie, bo są uwiązani w nieudanych małżeństwach i kredytach hipotecznych.
#polska #p0lka #januszex #januszebiznesu #bullshitjobs #prawapracownicze #ngo #przecietnecelewzyciu