Na głównej wisi wpis mirka, który zwolnił się z gówno-roboty. Pojawiły się głosy, że powinien negocjować. Ja go szczerze rozumiem. Nie zawsze warto robić z siebie niewolnika, nawet za dobre pieniądze.
W mojej obecnej pracy trzyma mnie wyłącznie kasa, ale to wkrótce się zmieni, gdy zmniejszą mi się wydatki. Jestem gotowy pójść do innej roboty nawet za mniejszy hajs.
Pracuję na stanowisku specjalisty, ale większość czasu spędzam mając bezpośredni kontakt z szefem. Ten człowiek jest ułomny i nie mam pojęcia jakim cudem jest właścicielem firmy. Nie zna się kompletnie na tym, czym zajmuje się firma, ale przez jego olbrzymie ego, uważa siebie samego za jednostkę wybitną. Patrzy na mnie z wyższością, ale ja doskonale wiem, że jest zwykłym idiotą, który nawet liczyć nie potrafi. Kontakt z nim wyniszcza mnie psychicznie, nabieram przez niego złych nawyków, a zbierane doświadczenie ma wartość ujemną. Czasem wyobrażam sobie, jak wstaję, rzucam w niego krzesłem i wychodzę.
Papierami rzuciłem już rok temu. Podczas negocjacji, gdy powiedział „nie jesteś wart tych pieniędzy” po prostu wstałem i wyszedłem. Potem zaczęły się telefony, żebym jednak wrócił i dają mi nawet więcej niż chciałem. Zgodziłem się, bo potrzebowałem kasy.
Teraz nie mogę się doczekać, aż uda się znaleźć coś innego i powiem, że odchodzę. Żadna podwyżka nie skłoni mnie do pozostania. W dłuższej perspektywie nawet się to nie opłaca. Zostanę z wąskim zakresem umiejętności, przy dłuższym stażu pracy. Wtedy nikt inny mnie już nie zatrudni i będą mogli ze mną robić, co chcą.
Naprawdę czasami nie ma czego negocjować, bo zszarganych nerw żadne pieniądze nie zrekompensują. Chwilowa poprawa warunków finansowych nie jest warta zmarnowanych lat.
#praca #januszebiznesu #pracbaza