Nie rozumiem jednego. Dość często na Wykopie porusza się temat opodatkowania pracy, mirki z #antykapitalizm (celowo wołam, zaraz wyjaśnię) twierdzą, że w świetle całego dochodu produkowanego przez pracownika dla firmy nie powinniśmy się przejmować podatkiem dochodowym i (przepraszam, jeśli się mylę) że podatki powinny być progresywne, żeby uderzać w tych dużo zarabiających, zaś ci z #kapitalizm uważają je za zło.
Tylko, że podatek dochodowy od osób fizycznych to jest zazwyczaj podatek od dochodów wynikających z pracy na etacie. To nie jest podatek od bogatych, bo bogaci zazwyczaj nie zarabiają przez pracę na etacie (kontrakty menedżerskie, dochody z papierów wartościowych, odsetki kapitałowe), co więcej, ktoś może mieć miliard złotych i nie zapłacić ani złotówki ze swojej fortuny, bo nie zarabia.
Podatek dochodowy nie uderza w tych, którzy są bogaci, tylko w tych, którzy chcą być bogaci przez swoją dobrze opłacaną i często ciężką pracę. Dlaczego więc, poza argumentami populistycznymi, dyskutuje się o podatku dochodowym, a nie o podatku od dziedziczenia, o podatku od odsetek kapitałowych, o podatku od obrotu papierami wartościowymi, o VAT? Przecież jeśli chcemy, żeby biedni ludzie byli bogatsi, to im to uniemożliwiamy opodatkowaniem właśnie pracy, a tym samym nie uderzamy w bogatych.
Co więcej, PIT jest skomplikowany i jest dopiero trzeci pod względem źródła dochodów państwa w Polsce. Dlaczego więc nie podyskutujemy o innych podatkach, tylko zawsze dyskusja schodzi na to, że trzeba podnieść progi podatkowe na PIT?
#ekonomia #podatki #kiciochpyta