Bukowski: Będzie jak po II wojnie. Góra długów, inflacja i reforma systemu
My czasem liczymy naiwnie, że reformy systemu przyjdą dzięki jakiejś wielkiej ogólnoświatowej refleksji, mądrzy ludzie się namyślą, wyciągną wnioski. A to tak nie działa. Systemy zmieniają się, jak już nie ma wyjścia.
Teraz też będzie dylemat, jak sfinansować długi po obecnym kryzysie – czy koszt mają ponieść zwykli obywatele, czy raczej bogaci. I też będziemy mieli miliony „powracających z wojny”, czyli ludzi, którzy walczyli z COVID-19 na pierwszej linii frontu, pielęgniarki, lekarki, lekarzy, ale również takie zawody jak kierowcy autobusów, śmieciarze, kurierzy, kasjerzy i kasjerki w sklepach, którzy musieli codziennie iść do pracy, żeby reszta mogła jakoś to wszystko przetrwać. Oni nie powinni ponosić głównych kosztów zadłużenia. A te długi – powtórzę – będą jednymi z najwyższych w historii.
Są dwie drogi spłacania długów budżetowych: albo poprzez zwiększanie podatków, albo poprzez inflację.
Jeżeli państwo ma do spłacenia gigantyczny dług, który by się ciągnął przez dekady – w dodatku dług niezawiniony, bo przecież obecne wydatki związane z pandemią są po prostu konieczne – no to społeczeństwo musi się zastanowić, czy inwestować pieniądze w spłatę długu i obsługę wierzycieli, czy powinno zainwestować na przykład w edukację, służbę zdrowia, rozwój, produktywność. Zlikwidowanie dość szybko długu pozwala społeczeństwu uwolnić się z tych kajdan i zacząć inwestować nie w spłatę wierzycieli, tylko w siebie. Ta bomba atomowa inflacji w bardzo efektywny sposób likwiduje dług publiczny, ale oczywiście na tym stracą wszyscy ci, którzy pożyczyli państwu pieniądze.
Patrzę na inflację bez emocji, to jest zjawisko, jak każde inne. Ona ma zalety, ma też ogromną wadę – jest degresywna.
Na inflacji nie tracą tylko fundusze kapitałowe, które kupiły obligacje, przede wszystkim tracą ludzie niezamożni. Wszyscy, którzy trzymają swoje drobne oszczędności w skarpetce albo na kontach. Oni nie są chronieni przed inflacją i jeśli rząd sięga po ten środek do likwidowania długu, to tacy ludzie dorzucają się do tego jeszcze bardziej, niż inwestorzy. Wtedy to oni płacą główny koszt zadłużenia.
Osoby bogate trzymają majątek w nieruchomościach, przedsiębiorstwach, oni są chronieni przed inflacją, bo wartość domu i firmy wzrośnie. Są też chronieni dlatego, że zwykle mają większą siłę przetargową w relacjach z pracodawcą – informatyk, menedżer, inżynier, specjalista, który zarabia niezłe pieniądze, w przypadku skoku inflacji dostanie od firmy waloryzację pensji.
NBP robi badania, jaki majątek mają Polacy: grupy biedniejsze ponad 25 proc. swojego majątku trzymają w formie oszczędności na koncie, a u zamożnych to zaledwie 7 proc. majątku.
Rządy część długów zlikwidują przy pomocy inflacji, ale żeby ta spłata nie odbywała się tylko kosztem najbiedniejszych, będą też zmieniać podatki. Spodziewam się światowej przebudowy systemu podatkowego w stronę większej progresji.
Rządy będą do tego zmuszone.
W obecnej fazie kryzysu nie powinno się podnosić podatków, z tym trzeba poczekać na wzrost gospodarczy, czyli jak wyjdziemy z dołka. A potem trzeba będzie kolejno wprowadzać podatki progresywne na dochód i majątek. W Polsce to jest szczególnie ważne.
Te zmiany będą wymuszane na całym Zachodzie, w Europie, Stanach, bo góra długów rośnie przecież wszędzie. Opodatkowywanie bogatych w pojedynczych państwach sensu wielkiego nie ma, bo oni natychmiast się przenoszą z podatkami gdzieś indziej.
Ten kryzys pokazuje coś, co było wiadomo już od dawna z licznych badań, tylko ta wiedza jakoś się nie przebiła: że elastyczność dzisiejszych stosunków pracy ciągnie gospodarki w dół.
Ale powtórzę: to nie wstępniaki z gazet zmieniają świat, chociaż byłoby to może i fajne. Owszem, pojawia się coraz powszechniejsza świadomość, że obecny światowy system gospodarczy wymaga radykalnych reform, ale zarazem jest on dla wielu grup interesu bardzo wygodny i ma dużą bezwładność. Ten system się zmieni, jak będzie miał wodę pod samym nosem. I góra długów może to skuteczniej wymusić, niż walenie się w piersi przez neoliberałów, czy najpiękniejsze lewicowe manifesty. A jeszcze silniejszym wyzwalaczem zmian będzie kryzys klimatyczny, który czai się tuż za rogiem.
#ekonomia #gospodarka #inflacja #publicystyka #neuropa #socdem #koronawirus